Relacja z kwietniowego spotkania o „Walcu stulecia”

Przepraszam, że z takim opóźnieniem. Ale ja naprawdę nie mam czasu. Chyba zacznę chodzić na spotkania z notatnikiem, żeby sobie chociaż węzłowe spostrzeżenia i zdania zapisywać.

Uznaliśmy, że „Walc stulecia” jest książką mocno ideologiczną, ale dobrą – właśnie dlatego, że nie przekracza tej cienkiej granicy między literaturą a agitką. Wprawdzie różniliśmy się co do jednoznaczności powieści (ja uważam, że nie jest jednoznaczną pochwałą mijającego świata czy też jednoznacznie kolibrowa, Mag_Droon twierdził, że jest), ale zgodziliśmy się co do tego, że jej wyrazistość nie odbiera, a nawet dodaje wartości literackiej (w przeciwieństwie do prymitywnej ideolografomanii typu „Operacja Chusta” Terlikowskiego). Można zauważyć pewną zbieżność z innymi utworami Ziemkiewicza, w tym przede wszystkim opowiadaniem: „Pięknie jest w dolinie”, w którym właśnie „oto znowu świat obraca się i odmienia swą postać”, a zbałkanizowana Europa, która straciła wartości, musi ustąpić nowym starym porządkom.

Powieść klamrą obejmuje odejście dwóch światów – świata dziewiętnastowiecznej arystokracji i polityki jako gry monarchów oraz świata dwudziestowiecznej demokracji liberalnej i polityki jako gry wybieranych polityków. Najdłuższe stulecie (jak nazywano XIX w.) zakończyło się rzezią, czego gracz „Walca stulecia” musi być świadom. A czym zakończy się wiek XXI?
Powieść jest także zamknięta klamrą fabularną – tak naprawdę całość jest reminiscencją uwięzionego na zawsze w wirze prywatnego nieba/piekła, czyli w cesarsko-królewskim Wiedniu Orina Bethlena.

Kiedy wielkie europejskie idee zostały zakwestionowane, okazało się, że te, które miały je zastąpić, nie mają tej samej mocy spajającej. Europa rozpadła się na regiony oraz na autonomiczne obwody mniejszości etnicznych, Rosja po odrzuceniu prawosławia i okcydentalizacji składa się z miast-państw. Ziemkiewicz wskazuje, że kolejny obrót koła czasu/kolejny zwrot Logiki Dziejów może doprowadzić do powrotu rygoryzmu – w opozycji do panującego moralnego liberalizmu i permisywizmu. Tak jak po renesansie nadszedł barok, a po baroku – oświecenie. A po oświeceniu – romantyzm. Oznaką takiego „przewrotu moralnego” jest zaznaczany przez autora znaczny udział młodych ludzi w strukturach jessenistów – tradycjonalistów, odrzucających spróchniałe drzewo współczesnego katolicyzmu i wracających do korzeni – łaciny, surowych reguł, kultury wstrzymania.

Ziemkiewicz nie wyjaśnia w powieści, kim jest dający nazwę sekcie/zgromadzeniu/kościołowi Jesse. Jest jednak oczywiste, że nie chodzi o jakiegoś lefebrystycznego mnicha, ale o Jessego z Biblii – ojca Dawida, a tym samym przodka Jezusa, i jednego z czterech bezgrzesznych ludzi. Zwłaszcza że Drzewo Jessego jest znanym motywem (obecnym m.in. w katedrze w Chartres oraz w Notre-Dame w Paryżu), wywodzącym pochodzenie Mesjasza od Jessego i powszechnym w średniowieczu. Znacząca jest także liczba gałęzi, które ma Drzewo Jessego w kaplicy odwiedzanej przez Waltera Schidę – liczba siedem symbolizować może siedem darów Ducha Świętego, z których siódmy to bojaźń Boża. Trudno stwierdzić, czy to właśnie miał na myśli autor, jednak nie można tego wykluczyć, zwłaszcza w świetle ukazanego świata, który jest jak najdalszy właśnie od bojaźni Bożej. Możliwe jest także powiązanie z siedmioma cnotami, wśród których jest pokora (autor podaje wprawdzie, że „pierwszą i najważniejszą z cnót chrześcijanina” jest posłuszeństwo, ale w takiej wersji nie występuje ono w katechizmie KK). Z siódmej, najsłabszej, lecz nieuschłej gałęzi odrodzić ma się całe drzewo, czyli także wiara i Kościół. Można wnioskować, że oznak upadku Kościoła autor – a przynajmniej ukazani przez niego jesseniści – upatruje w ustaleniach II Soboru Watykańskiego, który odszedł od łacińskiej liturgii i zwrócił w kierunku ekumenicznym oraz liberalnym (a przynajmniej liberalniejszym niż dotąd). Jak mówi Prepostvary „Najważniejsze jest to, że jesseniści, tak zwani jesseniści, mają w co wierzyć, i tej ich wiary rzeczywiście można się chwycić, rękami i nogami. U ekumenistów z chrześcijaństwa zostały tylko dęte oficjałki o nazwie dziedzictwo kulturowe, muzeum i od czasu do czasu jakiś charytatywny show w trójce”.

Jednak należy zauważyć, że przewidywany powrót wiary chrześcijańskiej i Kościoła do „rządu dusz” nie jest „czysty” – nie polega na masowych i spontanicznych nawróceniach, jest raczej wykorzystywany przez grupy w rodzaju „Sosenki” (swoją drogą, także nawiązanie do drzewa) – grupy o korzeniach mafijno-korporacyjnych, pragnące osiągnąć cele zupełnie świeckie za pomocą narzędzi duchowych. Profilerzy i Deweloperzy uznali, że najwięcej skorzystają, najwięcej ugrają na zajęciu miejsca w awangardzie zmian, że przy nieuchronnej walce o sukcesję w ramach globalu taka właśnie pozycja da im siłę. Co prawda od takiej własnie – cynicznej – postawy odżegnuje się Deweloper: „Wiara nie poddaje się rozumowym motywacjom, ale rozumowe motywacje mogą nas popchnąć w stronę wiary. W przebiegu dziejów można zobaczyć wolę Boga: w ludzkich klęskach, w triumfach. My w globalach widzimy ją szczególnie jaskrawie. Nigdy nie sądź, że kierujemy się motywacjami cynicznymi. Staramy się uratować to, co zostało z cywilizacji po ideowym bankructwie naszych poprzedników”. Jednak jednoznacznie cyniczna jest odpowiedź Kuruty na pytanie, z kim się żeni: „Prawdę mówiąc, jeszcze nie mam pojęcia. Ale już wiem, że to bardzo porządna, chrześcijańska dziewczyna i że jestem w niej strasznie zakochany. Tak strasznie zakochany, że chyba dam się jej sprowadzić na dobrą drogę i też zostanę porządnym chrześcijaninem”. Później także Prepostvary stwierdza: „I właśnie to mi się podoba: że na każdego ze swoich ludzi macie haka. (…) Mnie wasza wiara naprawdę się podoba. Na dzisiejsze czasy jest skuteczna, najskuteczniejsza z możliwych”.

„Nowe twarde fundamenty”, na których globale (czy wszystkie? nie wiadomo) chcą oprzeć gmach europejskiej budowli, to właśnie wczesne chrześcijaństwo i jego rygoryzm moralny, na czele z trwałością więzów małżeńskich i wstrzemięźliwością seksualną. W dodatku „wspólne, globalne regulacje przestały się sprawdzać i ożywienie wymaga powrotu do ekonomicznej dywersyfikacji, zgodnej z dywersyfikacją kulturową”. Zatem nie tylko permisywizm oraz „chodzenie na skróty”, ale i globalizm oraz demokracja – w opinii dewelopera Sosenki i jego guru, Gerszona Kaufmana – nie sprawdziły się, zatem całą społeczność trzeba przeprofilować. Odejść od globali, postawić na tradycję i małe grupki o wspólnych wartościach, na Kulturę Doskonalenia. Stworzyć nowy – a tak naprawdę bardzo stary – mit założycielski społeczeństwa. Ziemkiewicz pisze o „zrobieniu z tego Iliady”, ale mam wrażenie, że bardziej pasuje tu porównanie z „Eneidą” – mitem założycielskim, w którym grupka uciekinierów ze zniszczonej Troi staje się pierwocinami wielkiego Imperium Romanum.
Trzeba jeszcze wspomnieć, że kluczowym dziełem filozofa, na którego powołuje się deweloper, Gerszona Kaufmana, jest „Pochwała Hipokryzji”, zaś Prepostvary stwierdza: „Zresztą ojciec Josef mawia też, że Pan Bóg spełnia swe dzieła także przez ludzi, którzy ich wcale nie rozumieją. Może ja właśnie jestem takim człowiekiem?”. Może zatem autor przekazuje nam w ten sposób, że faktycznie „niezbadane są ścieżki Pana” i w cynicznych działaniach Sosenki i Prepostvary’ego manifestuje się jednak prawdziwa wola Boża?

W kategoriach porównawczoliterackich znajdowaliśmy powiązania „Walca stulecia” nie tylko z Dickiem (gra a rzeczywistość, wirtual a real, teraz przyszła mi także do głowy Michnea jako wyprofilowana postać z katalogu, jak w „Pamięci absolutnej” według Dicka), ale i z klasyką w postaci „1984” Orwella. Wspólnych motywów można znaleźć wiele: wszechobecne i wszechwładne telewizory, dystopia, a nawet miłość, której trzeba zaprzeczyć oraz walka o wolność i prawdę (całkiem podobnie rozumianą – w „1984” wolność to możliwość stwierdzenia, że 2+2=4, zaś w „Walcu” także idzie o biblijne „mowa wasza niech będzie: Tak, tak; nie, nie; a co więcej nadto jest, to od złego jest”. Idzie zatem o pewną bezwględność, nie-relatywność prawdy). Jednak rozmawialiśmy przede wszystkim o tym, że podobnie jak w „1984” przyszłość należy do proli. I w nich leży nadzieja dla świata. Prole „live in poverty and are kept sedated with cheap beer, pornography, and a national lottery. The Proles are freer than the members of the Party and are less intimidated than the middle class Outer Party; they jeer at the telescreens”. Podobnie wygląda sytuacja „przeżuwaczy” u Ziemkiewicza – zamiast piwa są narkotyki i tonizery, a zamiast loterii – trójka (czyli telewizja 3D) – pornografia zostaje ta sama. Duża część „przeżuwaczy” (większość?) żyje z zasiłków z pomocy społecznej, czyli dysponuje środkami na przeżycie i prostą rozrywkę, ale niewiele więcej. Dostęp do sieci jest limitowany, gdyż kosztuje. „Przeżuwacze” moga sobie pluć na polityków czy szanować specjalistów – ale tak naprawdę nic od nich nie zależy. Ich wybory są sprofilowane, a awatary personalizujące jakieś idee (Benson Dobra Zabawa) są nie tylko elastyczne i zależne od wahań opinii publicznej, ale i stale wystawione na sprzedaż. Elekcje to fikcja. Trzeba też wspomnieć o podobnej sytuacji opisanej w trylogii o Żebrakach Nancy Kress – w późniejszych tomach odpowiedniki „przeżuwaczy”, czyli Woły, żyją sobie jako beztroscy analfabeci, zarządzani przez Bezsennych i w większości niezaprzątający sobie głowy polityką, zarobkiem czy pracą.
Inni uczestnicy spotkania kojarzyli także „Walc stulecia” z „Irrehaare” Dukaja. Faktycznie, motyw wszechogarniającej gry i przenikania się wirtuala z realem jest tu wspólny. Moje dukajowe skojarzenie szło jednak w innym kierunku – w kierunku „Czarnych oceanów” (bo wojny ekonomiczne i memetyczne) i „Lodu” (bo Belle Epoque i findesieclowa scenografia, przedłużona „nienaturalnie” wskutek zamrożenia Historii). Zdaniem Łaka i moim, Dukaj lepiej rozwiązał problematykę samej gry, bo jego system jest logiczniejszy. Wspominał o tym w swej recenzji Konrad Wągrowski, zaznaczając, że „Nie do końca wyjaśniony jest sposób grania wirtualne gry przyszłości. Ile rozgrywek jednocześnie się toczy? Co dzieje się gdy gracz opuszcza grę? W który moment gry powraca jeśli czas rzeczywisty nie jest równy czasowi w grze. Przecież inni wewnątrz cały czas rozwijają wątki”. Nie czytałem tego tekstu aż do dziś, ale w czasie dyskusji wespół z Łakiem zwracaliśmy na to uwagę i nadal uważam, że to jest jeden ze słabszych (nielicznych) elementów kreacji Ziemkiewicza.

Zauważyć można przy okazji, że świat opisywany w „Walcu stulecia” jest światem widocznie osadzonym w czasach, w których został po raz pierwszy opublikowany (czyli w roku 1998). Chodzi o dość drobną kwestię – otóż jest to świat bez Google’a. Prepostvary, poszukując dzieł Kaufmana, przetrząsa na sieci katalogi uniwersyteckich bibliotek, korzysta z ichniego programu wyszukującego – ale nie może po prostu wpisać „gerszon kaufman dzieła” i kliknąć „Szukaj z google”. Przypominam sobie, że pierwszy raz o Google usłyszałem pod koniec XX w., czyli w roku 1999 albo 2000, zapewne flamenco usłyszał sporo wcześniej 🙂 ale ktoś niesiedzący w sieci i programowaniu zapewne nie miał szans zapoznać się ze sposobem działania tej wyszukiwarki przed 1999.

Osobną kwestią jest kreacja bohaterów. O ile bohaterowie płci męskiej są zakreśleni mocno i jasno, o tyle kobiety są tu postaciami drugiego czy trzeciego planu. Walter Schida, Prepostvary, Orin Bethlen – oni są protagonistami, posuwają akcję do przodu i tkwią w jej centrum, natomiast Radu Michnea jest jedynie sprofilowaną pod Bethlena kukiełką, a Malaspina – pomimo zarysowania pewnej psychologicznej złożoności (kompleks ojca, ale – no właśnie – znowu facet) – jest tak naprawdę trofeum, a jej sukces zawodowy jest iluzoryczny. Zajmuje się ona bowiem kreowaniem autorytetów, ale na potrzeby innych. Jest pracownikiem najemnym, takim enpisem w realu. Czy miana bohaterów są znaczące? Czy przypadkiem jest, że przywodzą one na myśl właśnie środkowoeuropejską skomplikowaną historię? Radu Michnea, Malaspina, Bethlen, Prepostvary, Kuruta (nie rozgryzłem tylko Waltera Schidy. Czyżby chodziło o Wojciecha Szydę, znanego z utworów o tematyce religijnej?).

Ufff. Podsumowując – osobiście bardzo cieszę się, że przypomniałem sobie tę powieść. O czymś zapomniałem? Czegoś nie skomentowałem? Uzupełnijcie, bardzo proszę.

Jedna myśl na temat “Relacja z kwietniowego spotkania o „Walcu stulecia”

Dodaj komentarz