Relacja ze Stolyka „Pokojowego” – genialny fałszerz

Przedmiotem rozmowy był „Pokój” Gene’a Wolfe’a. I oczywiście HERE BE SPOILERS.

Lutowe spotkanie było wyjątkowe, bo obecne były aż dwie kobiety!111jeden To spora odmiana, bo od czasu „odpadnięcia” fealoce, Oranei czy KK Stolyki były monopłciowe, a szkoda. Chęć odnotowania tego faktu oraz ożywiona dyskusja skłoniły mnie do próby powrotu do sporządzania relacji ze spotkań (przynajmniej jednorazowo, zobaczymy, co z tego wyniknie). Staszek zapewne dołączy swoją relację (chociaż nie widziałem, żeby robił notatki!).

Ocena „Pokoju” nie była jednoznaczna. flamenco co prawda tym razem powieść polubił, ale stwierdził, że nadal nie wie, co po została napisana. Niżej podpisany nosiwoda stwierdził, że może właśnie dla samej opowieści? Wszak w tekście powieści są nawiązania do m.in. Szeherezady.

Nawiązań w „Pokoju” jest poza Szeherezadą całe mnóstwo: do Lovecrafta, do legend irlandzkich – te są oczywiste. Ale są także nawiązania mniej oczywiste, a może i mniej rzeczywiste – możliwe, że istniejące jedynie w umysłach czytelników. Niżej podpisanemu niektóre fragmenty kojarzyły się z prozą Bradbury’ego – zwłaszcza te o cyrku oraz aptekarzu. Łaku zauważył podobieństwo do powieści Nabokova „Blady ogień” – co ciekawe, materiały na sieci, które zalinkowali Shadowmage i Adam Skalski oraz angielskojęzyczna wolfewiki wskazują na związki „Pokoju” z „Przezroczystymi rzeczami” Nabokova właśnie.

Można znaleźć opinie osób rozczarowanych „Pokojem”, jako odmiennym od tego, czego oczekiwały po lekturze np. Księgi Nowego Słońca. Trudno się jednak z tym zgodzić – w „Pokoju” można bowiem dostrzec bardzo wiele z cech dostrzegalnych w późniejszej prozie Wolfe’a. Choćby pozycja niewiarygodnego narratora, niepewność co do chronologii i następstwa czasowego, pozostawianie wielu kluczowych kwestii niejasnych, otwartych do interpretacji, a także jednoczesność postrzegania przeszłości, teraźniejszości (?) i przyszłości – to wszystko znajduje się także w Księdze Nowego Słońca (gdy Severian zażywa wyciąg z gruczołów alzabo i przeżywa moment jednoczesności całego swego życia).

Znaczące miana – no, tych nie brakuje. Właściwie każdy z bohaterów nazywa się w sposób znaczący – Weer pochodzi od „człowiek”, jego drugie imię Dennis bywa przez niektórych odczytywane jako „sinned” na wspak (a czy imię Alden nie jest nawiązaniem do „Waldena” Thoreau?), ponadto mamy Eleanor Śmiałą czy Zuchwałą (Bold), Margaret Opuszczoną (Lorn), Juliusa Sprytnego (Smart), Aarona Złoto (Gold) czy profesora Pawia (Peacock). Każda z postaci przejawia cechy łączące się z nazwiskiem. Kluczem mogą też być nazwy rozdziałów – każdy poświęcony jednej osobie (doszliśmy do wniosku, że rozdział po polsku zatytułowany „Złoto” powinien jednak nazywać się „Gold”, jako że w dużej mierze dotyczy rodziny Goldów). Tytuły rozdziałów naprowadziły także Roberta Borskiego do stwierdzenia, że oznaczają one kolejne etapy procesu alchemicznego, w którym Julius Smart, jako Alchemik, jest główną postacią powieści – co stwierdza w pewnym momencie narrator, Alden Weer. Jak się okazuje na ostatnich stronach, Smart robi złoto (czyli zysk oraz pomarańcze, w obu znaczeniach) z przemiany ziemniaków (czyli płodów ziemi) w „produkt” – sok-substytut pomarańczowego. Oznacza to także, że Smart także jest fałszerzem doskonałym, jak Gold i możliwe sam Alden Weer. No i oczywiście jak sam Wolfe.

Podrzucony został także motyw Odkupienia – łączący i niewykluczający się z motywem „przewinięcia” życia do wczesnych lat. Ewidentne jest to, że kluczem do zrozumienia (a może raczej do jednego z możliwych rozumień) powieści są zawarte w niej opowieści – tak opowieść o gęsiach, jak i o chińskim podgłówku. Wiązać się z tym może interpretacja domu Weera jako konstruktu psychicznego, „pałacu pamięci”, w którym każdy pokój to kolejne wspomnienie, a nie prawdziwy, fizyczny obiekt w prawdziwym, fizycznym domu. „Peace” jako oryginalny tytuł wydaje się zawieszony w pustce, ale niekoniecznie – o ile uznamy, że „pokój” to stan umysłu narratora, „peace of mind”, osiągany wskutek chrztu i odkupienia grzechów (bardzo głośno przemilczanych w samej powieści). Tu należy wskazać, że Wolfe jest katolikiem-konwertytą. Zatem czyżby cały „dom” był Czyśćcem, z którego Weer zostaje uwolniony po odkupieniu grzechów? Albo jedynie ma możliwość Odkupienia, z której nie korzysta i budzi się ponownie dzieckiem, by przeżyć to samo – lub odmienne, lepsze – życie?

Narrator może zatem być duchem w Czyśćcu (drzewo, które pada na pierwszej stronie, było zasadzone na grobie Weera), śniącym dzieckiem, a nawet oboma jednocześnie, jeśli życie opisane w powieści uznamy za odpowiednik życia przeżytego przez chińskiego młodzieńca i „przewiniętego” przez mędrca do momentu zaśnięcia na zielonym porcelanowym podgłówku. Cała opowieść może być także fantazją, tworzoną dla efektu czy też książką tworzoną przez doskonałego fałszerza. Szczególnie warto podkreślić, że mimo tego, iż narrator ma do dyspozycji ponad 200 stron (w polskim wydaniu), to zadziwiająco mało – zastanawiająco mało – mówi o sobie. Wiemy o Aldenie D. Weerze bardzo mało – i, gdy się zorientujemy, że narrator cały czas mydli nam oczy i unika autoprezentacji, właśnie z przemilczeń możemy złożyć bardzo niepokojący obraz człowieka. Weer (czyli Człowiek, Mężczyzna) zdaje się nie mieć żadnych uzdolnień, pasji, żadnego życia – możemy jednak domyślać się, że przeżył niespełnioną miłość (do Margaret Lorn), możliwe, że zabił (przypadkowo lub umyślnie) nawet cztery osoby, a teraz, w poczekalni do doktora, który pokazuje mu karty z życia (czyżby był to Bóg? klucznik Raju – św. Piotr?), tasuje „Life”y (kolejna znacząca nazwa), nie umiejąc i nie chcąc ułożyć ich w chronologicznym porządku.

Shee stwierdziła, że tylko dobra książka może budzić tyle pytań i możliwych interpretacji – flamenco wątpił. Co do mnie – przyznam, że obecnie biję się z myślami i chęcią zakupu „Peace” w oryginale – gdyż obawiam się, że sporo smaczków umknęło – nie wskutek złego tłumaczenia Anny Studniarek, tylko wskutek ilości treści i możliwych nawiązań, jakie Wolfe upchnął w tej cienkiej w sumie książce.

Uczestnicy – dorzucajcie to, co zapamiętaliście, gdyż mam poczucie, że wielu tropów, wymienionych przez Was, nie zamieściłem powyżej.

4 myśli na temat “Relacja ze Stolyka „Pokojowego” – genialny fałszerz

  1. 0. Dzięki za relację!
    1. .Możliwe, że przed „Pokojem” były inne powtórzenia tej opowieści, a po nim przyjdą następne. Czyli to może być potraktowane jako część cyklicznej (nieopowiedzianej) fabuły, a nie samodzielna historia.
    2. Jeśli jesteś z tych pożyczających, to mogę udostępnić Ci swój angielski egzemplarz. 🙂

  2. W zasadzie tylko parę możliwych dopowiedzeń już wymienionych wątków:

    1. „Mówiące” nazwiska – oprócz podkreślenia cech postaci, mogą też mieć znaczenie symboliczne i łączyć się ze sobą, dając nowy sens fabule – np. seria nazwisk oznaczających kolory: Black, Green, Gold (ale nie doszłam do tego, jaki by to mógł być sens).

    2. Trupy, które być może padły z ręki głównego bohatera – generalnie jest możliwość czytania „Pokoju” jako powieści kryptokryminalnej: jest masę tropów naprowadzających na tematykę związaną ze śmiercią – scyzoryk, pistolet, groby – i sporo „niewinnych” nawiązań do morderstwa – np. mały Denny mogący przeciąć linę podczas wspinaczki albo chcący zabić pekińczyki ciotki Olivii, żeby cieszyć się ich pogrzebem.

    3. Główny bohater jako psychopata – jeśli zabił, to opowiada o tym nader spokojnie i bez emocji, poza tym nikt go nigdy nie przyłapał.

    4. Główny bohater jako socjopata – również przez brak emocji, ale nie pamiętam reszty tej interpretacji.

    5. Główny bohater jako człowiek chory psychicznie – motywem spinającym poszczególne rozdziały jest wizyta u lekarza; zdarzenia opisywane przez narratora mogą być częściową lub całkowita projekcją chorego umysłu.

    Ale szczerze mówiąc, bardziej podobały mi się te interpretacje, które już wymieniłeś.

    A tak w ogóle to dzięki Wam wszystkim za super spotkanie – świetnie się dyskutowało 🙂

Dodaj komentarz